wtorek, 10 stycznia 2017

Wyśnione zaplotłam warkocze walcząc z owczą sierścią

Jak już niejednokrotnie wspominałam - wełna mnie uczula, zresztą nie tylko wełna ale po kolei...
Zanim konkrety i dużo zdjęć będzie wprowadzająca dykteryjka, można przewinąć stronę w dół do obrazków, żeby się nie nudzić przy czytaniu ;)
Jakiś czas temu, zapewne wiosną, wracałam do domu mocno okrężną drogą i przypadkiem, w bocznej uliczce, trafiłam na likwidację małego sklepiku, z którego wystawy uśmiechały się do mnie kolorowe motki, weszłam. Wyszłam z całą reklamówką dóbr różnorakich, nieco tylko lżejszym portfelem i uśmiechem szczęśliwego "łowcy okazji" na ustach ;)
Wśród kupionych przedmiotów było kilka motków włóczki, która urzekła mnie kolorem piaskowo-beżowo-złotym (coś jak plaża w blasku słońca zmiksowana z odcieniem starych radzieckich pierścionków) na tyle, że nie poświęciłam uwagi na czytanie etykiety ze składem. Z włóczki tej powstała pierwotnie tunika, ewokująca po wstępnym praniu w luźną sukienkę do kolan, którą miałam na sobie dokładnie jeden raz, gdyż kiecek tendencyjnie nie noszę, tym bardziej prześwitujących pod które trzeba by podszewkę wszyć czy halkę założyć. I tak sobie tuniko-sukienka leżała zapomniana głęboko półce do czasu, aż zapragnęłam dziergać z jaśniejszego koloru. Już miałam beżową czy jasnoszarą włóczkę kupować, gdy mi się w oczy, przy wyjmowaniu zimowych swetrów, rzucił ten zapomniany udzierg. Sprułam bez chwili wahania.
Zaczęłam dziergać kardigano-płaszczyk z plecionkami, trochę celtycki a trochę wschodni, taki jak mi się przyśnił któreś nocy po wcześniejszym oglądaniu tego typu swetrów na ravelry. Jakież było moje zdziwienie gdy po pierwszym wieczorze z drutami i tą włóczką moje dłonie były całe swędzące i pokryte pokrzywką - ta (niecenzuralny przymiotnik) wełna! Niczego podobnego nie przypominałam sobie jednak ze wcześniejszych kontaktów z tą włóczką, a nie było mowy o pomyłce, znalazłam etykietę na ostatnim zachomikowanym w pudłach motku. Okazało się że skład to aż 50% wełny w akrylu! Wyjaśnieniem braku przykrych doświadczeń, było to, że uprzednio dziergałam w czasie pylenia traw, drzew czy zbóż oraz kwitnienia kwiatów wszelakich a tym samym byłam bezustannie pod działaniem tabletek antyhistaminowych, więc sierść owcy (kota i świnki morskiej też ale ich nie przerabiam na drutach) była mi nie straszna. Zimą gdy nic, oprócz kurzu, smogu i okazjonalnych płatków śniegu nie unosi się w powietrzu, alergia mnie dopadła. Nie zamierzałam jednak zrezygnować z mojego planu produkcyjnego swetra wyśnionego. Ostatecznie kardigany nosi się na coś i kontakt ze skórą będzie znikomy, a samo dzierganie cóż... Wygrzebałam "leki antywiosenne", poszukałam też profilaktycznie rękawiczek do farbowania włosów i tak zabezpieczona przestałam się przejmować materiałem który przerabiam, nie będzie mnie żadna owca sabotować! 
Płaszczyko-kardigan powstawał, może nie w bólach ale z utrudnieniami i przerwami, przez cały grudzień, zamknęłam oczka, namoczyłam i rozłożyłam do schnięcia na płasko (żeby się przypadkiem nie zrobił do połowy łydek z rękawami do kolan) w sylwestra. A na zdjęcia naludziowe odbyły się już w tym roku. Pogoda nie chciała współpracować (albo było za ciemno na ścianę, albo za zimno na plener) tym samym ich jakoś jest nienajlepsza.
Oto rezultat moich zmagań z owczą sierścią z którego jestem niesamowicie zadowolona ;)








A teraz nareszcie informacje techniczne ;) 
Pomysł mój wyśniony. Druty 5. Włóczka Opus Polo (200m/100g) kolor jasno beżowy 805, zużycie na rozmiar 36/38 (i długość póki co około metra) prawie 600 gram, została się kuleczka wielkości mandarynki.
Robiony od plecionego szalika, od góry w rzędach bezszwowo klasyczną metodą contiguous Susie Myers. I to jest jedyna rzecz, którą bym w nim zmieniła, nie wiem co mnie napadło żeby zrezygnować z reglanu, czy też sprawdzonej modyfikacji C-metod, na rzecz wypróbowania sposobu, którym dotąd nie dziergałam. Te opadające ramiona mnie irytują, chociaz ponoć są modne, górę trzeba przez to wywijać żeby się lepiej układało... Nie sprułam tylko dlatego że zanim przymierzyłam miałam już wydziergane półtora rękawa i plecy do ozdobnego motywu taliującego. Tak się mści moje nie przymierzanie udziergów w trakcie dziergania, z nierobieniem próbek sobie bezproblemowo radzę. Na szczęście wzór ma bardzo ładną drugą stronę, co widać na ostatnim ze zdjęć powyżej, dzięki czemu wywijanie kołnierza w niczym nie ujmuje całości uroku. 
Szalik/plisa to 29 oczek, przerobione 5 powtórzeń prostego plecionego motywu po czym nabranie oczek wzdłuż brzegu i podział 29-1-34-1-29, 15 razy dodane oczka na kształtowanie ramion (30 rzędów! stąd to nieszczęsne opadanie) do 43-2-64-2-43, podkroje z 9 oczek, na rękawy 46 oczek. Całość ma kształt A, zamiast taliowania i w celu dekoracyjnym, jest wariacja na temat podstawowej plecionki, podobnie jak na karku. Od pach jest poszerzany z przodu tuż przy szaliku/plisie o jedno oczko z każdej strony co powtórzenie motywu, z tyłu jest poszerzany na środku od wzoru w dół też co 12 rzędów czyli co motyw. Na dole przed plecionką jest 200 oczek, dodałam 46 (po dwa na każde krzyżowanie) żeby wzór nie ściągnął wykończenia. Rękawy na dole mają 48 oczek aby się pełen motyw mieścił na mankietach, a na ich długości zamiast "warkoczyka" z sześciu pasków jak na plisie/szaliku jest zaplatanie z czterech. Wykończone przed zamknięciem rzędem łańcuszka na lewych oczkach. Z boku plisy/szalika pierwsze dwa oczka zawsze krzyżowane. 
Sweterek ma kieszenie robione na drugim komplecie drutów w trakcie dziergania dołu na oczkach nabranych z przekręconych narzutów. Kieszenie mają otwory nie od góry ale z boku, tak mi się bardziej podobało, przez co widoczna jest niestety ich boczna krawędź. Zrobienie jej kompletnie niewidocznej wymagało by ode mnie nieco więcej ekwilibrystyki, jeszcze jednego kompletu drutów w tym rozmiarze i dziergania symultanicznego w rzędach obu kieszeni i dołu, a to wykracza poza moje zasoby sprzętowe oraz przekracza posiadane pokłady cierpliwości, słowem uznałam że nie warto dążyć do perfekcji na siłę. A i tak kieszonki zajęły mi sporo czasu w trakcie dziergania swetra, mimo swojej stosunkowo nie wielkiej powierzchni walczyłam z nimi, z przerwami, przez tydzień. Każda kieszeń zaczęta jest od 21 oczek skończona 24 tuż przed ozdobnym wykończeniem, długa na 3.5 motywu z czego 1.5 motywu na otwór którego krawędź to też dwa krzyżowane oczka. 
Zamiast guzika jest krótki sznureczek i-cordowy z 3 oczek, który można przeciągnąć przez luźny splot w dowolnym miejscu, być może dorobię z resztki włóczki dłuższy sznur żeby móc się lepiej zapinać ;)


Tak wygląda kardigano-płaszcz nazwany na potrzeby ravelry Aslaug (takie skojarzenie z Wikingami - serialowo irytująca postać, według sag piękna mądra i dumna księżniczka, żona Ragnara i matka jego synów, przez którą się rozszedł z Lagerthą - zupełnie jak ta włóczka irytująca mimo że o fajnym kolorze i  na poły naturalna. Nigdy nie zrozumiem zachwytu dziewiarskiego nad wełną!) w całej okazałości a'la płaszczka


Zbliżenie na nieidealną kieszeń


I jeszcze do kompletu kardigano-płaszcz na wieszaku


I tak to już koniec tego długiego wpisu, mam nadzieję że dało się przez niego przebrnąć bez ziewania. Następnym razem będzie krócej ;)

Pozdrawiam cieplutko ;) zostawiam Was z klimatyczną muzyką islandzkiego zespołu Sólstafir  i genialnym teledyskiem






10 komentarzy:

  1. Świetny kardigan:) Bardzo podoba mi się ta warkoczowa plecionka. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ta plecionka jest bardzo prosta, prawie jak ściągacz samo się robi, kiedyś cały sweter z rozpędu nią zrobiłam ;)

      Usuń
  2. Sweter piękny, tym bardziej, że robiłaś go z takim poświęceniem i determinacją:) wiem, co piszę, bo z również jestem zatwardziałym alergikiem;) ja prócz wysypki przy kontakcie z alergenem zaczynam się dusić i kichać;) całe szczęście że nie jestem uczulona na wełnę;)
    Plecionka na Twoim sweterku bardzo mi się podoba, lubię takie celtyckie klimaty:)
    Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, też uwielbiam plecionki wszelakie na dzianinie, a ta poza motywem w pasie z tyłu się sama robiła automatem ;)
      I nie przesadzajmy z tym poświęceniem, tabletki łykałam, rękawiczki nie były konieczne wystarczyła maść miejscowo ;) Gdyby to była włóczka z dodatkiem kociej sierści to co innego, pewnie bym się udusiła, zapłakała, zadrapała i jeszcze spuchła. Alergia na owczą wełnę u mnie objawia się tylko pokrzywką w miejscu kontaktu, da się przeżyć, przyzwyczajałam się już i staram się unikać owcy w składach włóczek, i tylko czasem się zagapię.

      Usuń
  3. Super płaszczyk.Podziwiam poświęcenie z jakim dziergałaś swoje swetrzysko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, własne gapiostwo się na mnie zemściło i tyle. Mogłam spojrzeć na etykietę przy zakupie a nie później zwalczać jego skutki ;)

      Usuń
  4. Piękny!!! Wpada w oko swoją oryginalnością i ślicznym wykonaniem :) Szalenie mi się podoba i jestem pełna podziwu dla twojego poświęcenia. Na szczęście, wełna mi nie szkoda, a nawet z estonką się polubiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, uzyskany efekt jest wyjątkowo ładniejszy od pomysłu pierwotnego czyli "poświęcenie" się opłaciło ;) Szkoda jedynie że to wełna, ale golfów mam dostatek żeby skórę odpowiednio izolowały ;) Zazdroszczę że nie musisz zwracać bacznej uwagi na skład i możesz korzystać z bajkowych kolorów estonki.

      Usuń