środa, 23 sierpnia 2017

Pół kilo owczej sierści

Nadchodzi zima, a nawet według serialowej "Gry o tron" już nadeszła, więc jako że nie uznaje prostych rozwiązań, w największe upały tego lata dziergałam (w rękawiczkach a jakże)  z grubiutkiej wełny ;) 
Sweter miał być ciepły, w miarę luźny, "nieprzekombinowany" (hm... jasne tak to się u mnie nie da) i wygodny, żeby można w nim było uprawiać zimowe szaleństwa. A wyszło toto ;)


Produkowałam go jako odskocznie od lnianych cienizn i drutowykałaczek. Robiłam szczegółowe notatki żeby móc się podzielić, może nie tyle samym "wzorem", ile rozwiązaniem technicznym łączącym contiguous z reglanem i pozwalającym uzyskać fajny kształt ramion (nieco podobny do tego z mojej Astrydy, ale uzyskany w inny, prostszy sposób), bo poza nimi całość jest dość banalna. Niestety w wyniku splotu dziwnych zdarzeń jedna z kartek zawierających szczegóły zaginęła bez wieści a raczej prawdopodobnie została z rozpędu wyrzucona. Druga zawiera tylko moje bazgroły, ciągi cyfr oraz rysunek poglądowy zastosowanej przeplatanki (który powstał w trakcie oglądania transmisji gimnastyki artystycznej na igrzyskach sportów nieolimpijskich, jako wariacja na temat kółek olimpijskich ;) dlatego udzierg na ravelry ma na imię Olimpia). Wrzucam tu zdjęcie z tego uchwyconego procesu myślowego po to żeby był pogląd na to jak "projektuje" moje swetry i warkocze na nich ;) 


Detale dziergadła już mi się nieco w pamięci zatarły (nie mogłam się zabrać za ten wpis) tym bardziej że w tzw. międzyczasie głównie prułam, unicestwiłam kilka (jak nie kilkanaście) niezadowalających prototypów z włóczek różnorakich, ostatnio mi dzierganie nie idzie... ale postaram się proces produkcyjny tego zimowego swetra w miarę możliwości odtworzyć ;)

Powyższa prosta przeplatanka w różnych wariantach jest (jak widać) użyta w ramach ozdoby na półgolfie (oraz udawanym wisiorze żeby nie było za nudno z przodu), ramionach, mankietach i zamiast dolnego ściągacza. Plecionka powstała z prawych przekręconych, z nich są też atrapy szwów wszelakich, a cała reszta to morze lewych oczek (miało nie być przekombinowane ;) )




Nigdy nie przepadałam za lewymi robionymi na okrągło, ale w tym swetrze dziergało mi się je całkiem miło. Jedyne co mnie doprowadzało do szału to pęczki w fabrycznie nowych motkach. Nie dość że ktoś, w swym geniuszu powalającym, zdecydował żeby grubą wełnę sprzedawać w motkach mających zaledwie 75 metrów, to jeszcze zdarzały się takie w których były i po 3 supełki! Ledwo się trochę rozpędziłam z machaniem drutami a już musiałam zwalniać i te przeszkody jakoś obchodzić, a że nie umiem rozwiązywać pęków w rękawiczkach to wrrr... się z wełną zdecydowanie nie dogadam.

Konstrukcyjnie, tak jak już wspomniałam, to połączenie dwóch metod. Robiłam od góry. Półgolf a właściwie to przeplatankę na nim rozplanowałam tak, żeby części które będą ciągnięte na ramionach i te na przód oraz tył się nie łączyły. Z moich hieroglifów wynika że było to 62 oczka dzielone 4-20-14-20-4, z tego co pamiętam to są też zastosowane chyba trzy razy rzędy skrócone żeby podnieść tył, (szczegóły zaginęły). Następnie oczka były dodawane wokół tych 20 z plecionką na rękawach tylko na przód i tył tak jak w metodzie na C ale w każdym okrążeniu, i były dodawane jako prawe przekręcone wkute żeby uzyskać w miarę wyraźny szew. Po uzyskaniu na przód oczek 44 a na tył 40, zaczęłam dodawać je już tak jak na reglan, czyli i na rękawy i na korpusik po równo co drugie okrążenie, tym razem jako wkute lewe wokół ciągniętych "szwów" z prawych przekręconych. Ostatecznie na rękawy było ich 38, na przód 70 a na tył 66, dodatkowo na podkroje dodałam po 7 (zamknięte do 5 na korpusie a na rękawie do 6). Korpus jest robiony prosto, po bokach są ciągnięte przekręcone prawe jako atrapy szwów, przed plecionką na dole są odjęte dwa oczka żeby ich liczba była podzielna przez 6 (144)  i pasowała do przeplatanki (którą rozliczałam kilka razy zanim mi pasowała). Rękawy na mankietach mają 42 oczka. I tyle wiem z moich ocalałych, widocznych na fotce, bazgrołkonotatek ;)

W pewnym momencie miałam całkiem spore obawy czy rozmiar docelowy będzie dobry, ponieważ na poczatku wzięłam poprawkę na rozciąganie się wełny, a nagle całość mi się malutka i króciutka wydała tuż przed końcem ostatniego motka. Na szczęście po moczeniu, wykręcaniu (tak wykręcałam brutalnie wełnę! rękoma własnymi) lekkim naciąganiu i schnięciu na płasko w upale jest ok, chociaż miało być w założeniu bardziej oversize, ale z długością rękawów niemalże trafiłam (da się je jeszcze wyciągnąć). I całe szczęście bo zostały mi się może z 2 metry włóczki z nabytych 10 motków. Tylko kompletnie nie rozumiem czemu sweter położony (no dobra fantazyjnie i niedbale rzucony) na fotel na może godzinkę się pogniótł (przecież na nim nie siedziałam)... Trudno wybaczcie, drugi raz go nie moczyłam, na fotkach (robionych przy 28 stopniach w pomieszczeniu i 35 na zewnątrz, na bardzo szybko bo wełna, i alergia więc gryzie, i bo upał, i się gotuję żywcem we własnym sosie, i współczuje owcom wełniastym niezmiernie że musza żyć w takich swetrach i zdjąć ich nie mogą) jest lekko wymiętolony żeby tak idealnie nie było, ale za to morza pęczków prawie nie widać ;P

To tyle opisu, dygresji, przygód i kombinacji z przetworzonym na sweter owczym runem (pełnym supełków) w roli głównej ;) Jeszcze tylko fotki naludziowe.






Dane techniczne:
Pomysł całkowicie mój, włóczka Drops Big Merino koloru 08 (producent twierdzi że to marmur dla mnie leciutko fioletowy szary), zużycie 10 motków czyli 500g, druty 5 (próbka mierzona na gotowym swetrze po moczeniu i wykręcaniu oraz naciąganiu idealna z tym co na etykiecie)

Pozdrawiam cieplutko i jeszcze letnio i wakacyjnie, choć już w zimowym swetrze ;)



niedziela, 6 sierpnia 2017

Wariacje z Viktorią

...czyli o tym jak to potrafię "zmasakrować" nawet najlepszy i najgenialniejszy projekt ;)

Pisałam już kiedyś że nie potrafię dziergać z wzorów, nawet tych własnych. Z czyiś tym bardziej, ale Viktorię Jennifer Wood mieć musiałam, gdyż zakochałam się w tym sweterku od pierwszego spojrzenia (na jego plecy) już dawno temu i mi uczucie nie minęło. Kiedy po perypetiach, których nie będę tutaj opisywać (żeby nie wyjść na kompletną ofiarę losu), udało mi się nareszcie zdobyć (legalnie) wzór stwierdziłam, że jednak za dużo dobrego w nim jest jak na mój gust i zaczęłam zmieniać "na lepsze" hm... 
Po pierwsze zmieniłam materiał z wełny na len, a w związku z tym zmieniłam też grubość drutów, czyli całe rozliczenia oczek z oryginału przestały mnie kompletnie interesować (swoją droga nie wiem dlaczego ale w 99% projektów oryginalnych mam wrażenie że ich autorki nabierają oczek dużo za dużo na obwody wszelakie, tym bardziej że wełna z której dziergają się rozciąga) a co za tym idzie z projektu pani Wood wykorzystałam tylko i wyłącznie wzór ażurowy i pomysł na plecy, ale nawet tam trochę namieszałam, zobaczcie zresztą sami ;)





"Pracę nad projektem" zaczęłam od rozrysowania sobie na kartce ażurowego wzoru nie w wersji całościowej tylko jednego powtórzenia motywu, a właściwie dwóch połówek jednego motywu (coby to wykorzystywać jednocześnie i przy rękawach, i przy plecach bez zezowania na różne strony, oraz od wyliczenia ile ja tych oczek właściwie potrzebuję, żeby mi się i ażur zmieścił, i całość worka nie przypominała oraz z ramion nie spadała. Wyszło mi że jak nabiorę na całość 144 oczka u góry powinno być ok. Między 49 oczek na przód i tył i 17 na rękawy wcisnęłam ozdobne paski z trzech oczek wokół których dodawałam oczka na reglan, jako że to cienizna robiona na wykałaczkach, co czwarty rząd. 


Plecy zaczęłam od drugiej połowy motywu żeby mi ażuru na dłużej starczyło a z przodu na górze użyłam wariacji oczek proponowanych przez autorkę do wykończeń rękawów ;)



Oczka na reglan dodawałam do czasu aż na przód/tył było ich 77 a na rękaw 35 (poza tymi które były ozdobnymi paskami). Na podkroje dodałam oczek 13 do korpusu, z których zrobiło się w magiczny sposób 14 do rękawa ;) Ozdobne paski reglanowe postanowiłam ciągnąc dalej po bokach żeby mi było łatwiej okiełznać tendencje lnu do lekkiego skręcania. I z tymi paskami się nieco rozszalałam. Jako że postanowiłam całości nie taliować a użyć fasonu A rozszerzanego po bokach, to mi ich sukcesywnie przybywało ;)



I tak mi się miło dziergało, ubranko raźnie przyrastało, mimo używania wykałaczek i sznurka,  aż wtem nagle i niespodziewanie zupełnie lnu zabrakło! Na dodatek tam gdzie kupowałam nie było tego koloru. Dramat zupełny. W związku z tym kryzysem zaopatrzeniowym nastąpiła dłuższa przerwa w dzierganiu, przedłużająca się tym bardziej, że gdy już kolor był i został natychmiast przeze mnie kupiony, to poczta polska w ramach chyba promocji na wakacje, paczkę krajową dostarczała przez ponad 2 tygodnie! I do tego w między czasie zaczął się remont budynku w którym mieszkam i fala upałów powodując u mnie migreny oraz stan przedomdleniowy, związany zarówno z nieustannym wielogodzinnym wierceniem od 6 rano nawet w soboty jak i temperaturą na zewnątrz. Tak więc gdy się okazało że moja paczka jednak nie zaginęła na polskich bezdrożach, to entuzjazm i zapał do dziergania Viktorii znacznie we mnie osłabły, rezultatem czego była przedłużająca się cisza na blogu. 
Jednakże, jak widać, pomimo wyjątkowo nie sprzyjających okoliczności skończyłam, i nawet rękawy zrobiłam długie, mimo że początkowo miały być za łokieć (dlatego do łokcia jest motyw ażurowy powtórzony dwukrotnie bo je przedłużałam i już mi się tej koronki pruć i dorabiać do końca nie chciało). Wykańczałam całość plisami z "ozdobnych pasków reglanowych" robionymi nieco podobnie do i-cordu ale jednak inaczej ;) na dole i na mankietach na żywych oczkach a na górze na oczkach nabranych na początku (nie na łańcuszek tylko normalnie pętelkowo gdyż takiego wykończenia wcześniej nie planowałam). 
Uprałam, czy też raczej wymoczyłam porządnie, wieczorem całość we wrzątku, powiesiłam do schnięcia w zwisie żeby się trochę wydłużyło i wyrównało oczka, i poszłam spać. A rano miałam wielki problem żeby wcisnąć ręce w długaśne rękawy! Zostały one więc potraktowane bezlitośnie spryskiwaczem i rozciągnięte przy pomocy odnóży moich własnych a konkretnie ich łydek ;) Udało się, jest dobrze nic nie uciska i nie pije pod pachami, długość też optymalna. Już mi się jednak zupełnie nie chciało pięknych okoliczności letniej przyrody fotografować, po 7 rano nawet w lnie (z długim jednak rękawem) za gorąco było poza ścianą.
Wariacje związane z Viktorią uważam za zakończone, więcej (tfu tfu odpukać) nie przewiduję ;)





Technicznie:
Projekt: Victoria Jennifer Wood bardzo zmieniony przeze mnie (mam nadzieję że mnie autorka na ravelry nie zlinczuje), włóczka to 100% len Lenka z Włóczek Warmii kolor 32 bakłażan według producenta (hm.. dla mnie to śliwka lub winogrono, znane mi bakłażany są zdecydowanie ciemniejsze), zużycie jakieś 130g (jeszcze mi mniej niż połowa trzeciego motka dokupionego co miał problemy z dotarciem do mnie zostało), druty 2,  po raz pierwszy w życiu użyte (z powodzeniem) przeze mnie w tak dużym wyrobie.

Pozdrawiam serdecznie, spokojnej reszty wakacji życząc i do następnego razu ;)