czwartek, 22 grudnia 2016

Radosnego czasu świątecznego



Ciepła i miłości
Zdrowia i radości
Czasu cudownego
Nowego Roku optymistycznego

Niech marzenia się spełniają
a dni świąteczne przyjemnie upływają


i jeszcze może...

włóczek mięciutkich bez liku
chwil na dzierganie w kąciku
 na przetwarzania tego co się wymyśliło
w to co się będzie z dumą nosiło ;)

Pozdrawiam serdecznie świątecznie
Majka - Antracytowa




piątek, 9 grudnia 2016

Etola czyli ogrzewacz ramion

W grudniu czasu na dzierganie (przynajmniej rzeczy dla siebie) jest jakby mniej, więc dziś mała forma powstała z potrzeby chwili.


Niegdyś damy nosiły etole z nieszczęsnych martwych zwierzątek o pięknym futrze, ja postanowiłam ogrzewać ramiona i kark wyłącznie włóczką z sierści alpaki, przy której pozyskiwaniu mam nadzieje nie ucierpiało żadne żywe stworzenie.
O samym projekcie nie ma się za bardzo co rozpisywać, 160 oczek robionych na około, wzór ponownie z avercheva.ru numer 466 (ten sam co przy prutym niebieskim sweterku sprzed dwóch postów), druty 4, 4.5 i 5 zmieniane co pełne powtórzenie wzoru, włóczka brushed alpaca silk Dropsa w kolorze nr 16 czyli jak widać czarnym ;) zużycie mniej więcej półtora motka. Szybkie, dwustronne, nie nudne w dzierganiu, ładne i ząbkami, do wszystkiego pasujące, puchate, ciepłe, oraz spełniające zadanie, po karku w przeciągu  nie wieje więc później kark nie drętwieje wieczorem. Jedyny problem że póki co się linii i obłazi. Za to można fantazyjnie rozłożyć udzierg na ramionach według potrzeb,




 lub też zamotać dwukrotnie jako szyjogrzej, wtedy bez trudu mieści się pod każdą kurtką,


a na leżąco prezentuję się całkiem niepozornie


Całości nie naciągałam, nie blokowałam i nie kształtowałam, wymiary po wyschnięciu około 90cm u góry, 120cm na dole, 32cm wysokości, jednak bardzo umowne ze względu na to że całość mocno rozciągliwa. W wersji białej sprawdziło by się zapewne u panny młodej, gdyby ktoś szukał inspiracji. Wzór w każdym razie polecam. I to tyle na dziś ;)

Pozdrawiam, zostawiając Was z nową piosenką Skin (którą uwielbiam niezmiennie od lat), serialu który promuje nie oglądałam ale muzyka jest świetna!



czwartek, 1 grudnia 2016

Siggy siostra Celliony

Nie umiem robić ze wzorów, nawet tych rozpisanych przez samą siebie ;)  Wewnętrzny imperatyw każe mi zawsze wprowadzać jakieś zmiany. Jakiś czas temu kilka dziewiarek testowało mój wzór na Cellione, a ich wersje zachwyciły mnie na tyle że postanowiłam zrobić sobie ten sweterek raz jeszcze tym razem w opcji niewłochatej. Jasnej włóczki nie miałam (nie lubię pasteli), za to leżakowały u mnie na dnie pudła od kilku lat brązowe kłębki ze sprutego kiedyś swetra, a ponieważ kolor czekolady jest mało efektowny domagał się wzoru, który by mu dodał urody, więc pomyślałam że warkocze będą w sam raz. Lecz gdy zaczęłam robić na 5 według swojej własnej rozpiski z niewiadomej przyczyny zaczęło powstawać coś nadmiernie dziurawego na dodatek rozmiaru dziecięcego... Trzeba było więc przeliczać całość raz jeszcze dobierając druty do grubości włóczki, a skoro tak to postanowiłam motyw plecionkowy nieco zmienić. I tak powstała Siggy (czytam "Hardą" Elżbiety Cherezińskiej ale imię Sigrida czy też Świętosława mi tutaj nie pasowało, za to zdrobnienie Siggy to jednocześnie jedna z bohaterek serialu Wikingowie na którego nowy sezon czekam, nastąpił samoczynny ciąg skojarzeń z plecionkami, motywami, esowatymi warkoczami i stąd ta nazwa), coś o takim samym kształcie, bazujące na tych samych rozwiązaniach, ale z innym motywem przewodnim, szerokimi mankietami i z wrabianą kieszenią kangurkową na dodatek.
Niestety zdjęcia są jakie są bo za oknem szaro, przez co wszystkich detali na ludziu ubranym w ten czekoladowy wyrób dziewiarski rąk moich, mimo starań i lekkiego rozjaśniania w programie graficznym, nie widać :/







Tu na zdjęciach na płasko widać więcej szczegółów za to kolor mega przekłamany, coś za coś.



Całość robiona od góry, 68 oczek na stójkę, 24 okrążenia ściegiem francuskim (byłby golf gdyby  nie obawa że zabraknie włóczki na długość korpusu), następnie  podział  na reglan 11-10-26-10-11 i rzędy skrócone podnoszące minimalnie tył. A później czysta zabawa z pleceniem warkoczy (wykorzystałam motyw 789 znaleziony na avercheva.ru ale go trochę zmodyfikowałam, podzieliłam na pół i dostosowałam do całości), lekkim poszerzaniem i zwężaniem panelu środkowego (16-24 oczka ściegiem francuskim), taliowaniem-sznurowaniem tyłu i kieszenią robioną jednocześnie z całością na drugim komplecie drutów. Nabierałam na nią oczka niczym na plisę robiąc narzuty na całej długości panelu wraz z okalającymi go warkoczami, po czym panel lądował na drutach o pół numeru większych i był robiony w rzędach, a narzuty lądowały pod spodem i były robione wraz z całością korpusu na około jako oczka prawe. Przy zakończeniu kieszeni oczka były przerabiane kolejno zbierając je z obu drutów jako dwa razem tak aby oczka górnej warstwy kieszeni były przerobione jako oczko na wierzchu. Ten sposób w przeciwieństwie do doszywania kieszeni wydaje mi się bardziej estetyczny i powoduje mniejsze "wybrzuszenia" i pozwala lepiej kontrolować motyw. Najpierw robiłam jednak rękawy żeby oszacować na ile wystarczy mi posiadanego materiału przerobowego. Dół wykańczałam francuzem jako ściągaczem w który wnikają końcówki warkoczy. Rękawy to 52 oczka na górze 40 na dole (na podkrój dodane 6 oczek z każdej strony), jednakże ściąga je plecionka przez co wydaje się że mankiety są rozszerzone. Na korpusie jest 136 oczek bez odejmowania oczek na talię (zwęża krzyżowanie oczek na "sznurowanie" z tyłu) na dole od wysokości kieszeni poszerzone do 144. 
Fason klepsydry i ten sposób taliowania bardzo przypadł mi do gustu, podkreśla sylwetkę i optycznie wyszczupla. Nie polecam tylko tego sposobu panią o dużym biuście, "sznurowanie tyłu" się raczej nie rozciąga i ogranicza przeciskanie góry korpusu.  

Metryczka techniczna: projekt mój powstały z przeliczeń Celliony, druty 4 i 4.5 na kieszeń z przodu (robioną w górnej warstwie w rzędach więc ściślej niż w okrążeniach w jakich powstawała całość swetra i warstwa spodnia kieszeni, przez to ta różnica połówki rozmiaru drutów), włóczka z odzysku prawdopodobnie Kotek lub inny akryl grubości skarpetkowej kupiony kilkanaście lat temu na mój pierwszy w życiu samodzielnie robiony sweter, zużycie około 400g czyli wszystko co miałam (stąd taka długość), rozmiar bardzo dopasowane 38 lub normalne 36 ;)

Nie wykluczam powstania trzeciej siostry z warkoczami ;) tym razem w wersji pełnowymiarowego golfu, jak tylko zdecyduję się w jakim maiłaby być kolorze i włóczkę na nią nabędę.


Pozdrawiam i zostawiam Was z inspirującym kipem i muzyką z Wikingów ;)


piątek, 25 listopada 2016

Pruje bo lubię

Niektóre sweterki nie mają  do mnie szczęścia. A może to ja nie mam do nich cierpliwości? Historię zmagań z tym konkretnym opisywałam już kiedyś dość rozwlekle tutaj jesli ktoś jest ciekaw to niech kliknie, gdyż nie będę przyklejać tak obszernego tekstu ;)
Kolor tego udziergu nadal mnie zachwyca, ale sam sweterek po przeleżakowaniu w szafie cieplejszego półrocza jakoś stracił w moich oczach na urodzie. Dół się za bardzo ściągał, taliowania prawie nie było i ogólnie doszłam do wniosku że nadaje mi kształt jabłka na cienkich nóżkach, słowem przypominam w nim modną ostatnio maskotkę z owadziego supermarketu. Fason więc zdecydowanie do wymiany. Nie chciałam jednak unicestwiać całego udziergu, mając w pamięci że troszkę się nagimnastykowałam dopasowując motyw na górze do reglanu, zatem poszukałam łączenia nitek po wewnętrznej stronie sweterka  (gratulując sobie w duchu własnego lenistwa, charakteryzującego się tym że mi pęczki od wewnątrz wcale mi nie przeszkadzają i chowanie nitek wymyślnymi sposobami uważam za rzecz całkowicie zbyteczną) i sprułam większość korpusu poniżej rękawów. Nabrałam oczka ponownie robiąc tym razem od góry ku dołowi (pierwotnie sweterek był dziergany ku górze) odjęłam oczka dwukrotnie na taliowanie, po czym olśniło mnie że wzorek zastosowany na górze i na rękawach unicestwiłam na dole dlatego, że za bardzo ściągał całość na biodrach, ale do podkreślenia wcięcia w tali będzie idealny, tylko go trzeba przeliczyć do aktualnej ilości oczek na drucie. I to był bardzo dobry pomysł nadał charakteru całości a ta falowana linia narzutów optycznie wyszczupla jeszcze bardziej. Później już tylko musiałam dość obficie poszerzyć całość na dole, mając w pamięci, że to się ściągnie dodałam jedno więcej powtórzenie motywu w stosunku do wersji pierwotnej, wykończyłam dopasowując wzorek ponownie do znacznie zwiększonej ilości oczek. I jeszcze wyprać i naciągnąć całość musiałam żeby te akrylowe oczka się nieco wyrównały.
Ostatecznie jestem bardzo zadowolona. Nabreszcie to wygląda tak jak chciałam. Co prawda utraciłam bezpowrotnie ząbki na dole ale zyskałam kształt klepsydry i ciekawy ażur podkreślający talię. Sweterek dostał drugie życie, jest wielce noszalny i z całą pewnością w tym zimniejszym półroczu leżakować na półkach nie będzie bo w końcu podoba mi się prawie tak bardzo jak jego nieuchwytny na zdjęciach kolor ;)




Zdjęcia starej wersji tego sweterka i detali na górze oraz na rękawach dostępne na moim ravelry o tutaj

Metryczka: projekt wielokrotnie zmieniany, improwizowany mój własny. Zastosowany motyw wzoru w wersji pierwotnej pochodzi ze strony avercheva.ru numer 466. Włóczka to Elian Klasik w moim ukochanym kolorze dark turquoise 2335. Zużycie 5 motków czyli 250g. Druty 6 na całość, 4.5 na wykończenia i-cordowe dekoltu. Sweterek jest robiony reglanem w obecnej wersji od środka w obu kierunkach a motywy były dopasowywane na bieżąco do ilości oczek. 

Pozdrawiam serdecznie rozmyślając nad tym co by tu jeszcze spruć... ;)

I jeszcze motyw przewodni towarzyszący mi przy powstawaniu pierwszej wersji w trakcie maratonu serialowego The Affair (polecam) i przeróbkach obecnej gdy nowy 3 sezon się zaczyna.




środa, 16 listopada 2016

Pęknięte części czyli mały wiśniowy sweterek

Robiony tylko prawymi i lewym więc graficzny i dwustronny, pęknięty u góry przez co ma asymetryczny dekolt, kolejny piórkowy. Wymieniam te cechy bo ich dokładnie na zdjęciu nie widać.  







Udało mi się go skończyć pomiędzy produkowanymi ostatnio w nadmiarze liściowymi chustami (kończę trzecią a jeszcze sukienkę z liściową spódnicą dla małej rozrabiary obiecałam, eh... wiadro czasu albo dwa chętnie kupię jak ktoś ma w nadmiarze) i prostymi najczęściej czarnymi piórkowymi (też trzy poszły w świat, a czwarty jest mój i go nie oddam), których pokazywać nie będę bo to już tutaj było. Ten mały wiśniowy to co prawa tylko lekka wariacja na temat, ale jednak nie autokopia.
Konstrukcja to powtórka z rozrywki, czyli modyfikacja metody C robiona od góry, tym razem zaczęta ściegiem francuskim. 60 oczek dzielone 27-2-26-2-3 przerobione dwa rzędy po czym w jednym rzędzie wokół 2 oczek centralnych zrobione 11 narzutów i wciąż przerabiane ściegiem francuskim i nadal w rzędach z jednej strony pęknięcia prawni z drugiej lewymi oczkami tj. 38 prawych, 2 prawe centralne wokół których dodajemy prawe oczka na rękaw, 34 prawe, 14 lewych, 2 lewe centrale wokół których dodajemy lewe oczka na rękaw, 14 lewych. Z przodu kolejne rzędy nadal robiłam ściegiem francuskim z tym że od strony robionej prawymi po prawymi stronie paski lewych oczek robiłam za każdym razem o 3 oczka krótsze, a z przodu robionego lewymi oczkami po prawej stronie paski prawych oczek robiłam za każdym razem o jedno oczko krótsze. Gdy oczka na paski przerabiane ściegiem francuskim się skończyły połączyłam robótkę w okrąg robiąc nadal większą część oczkami prawymi a mniejszą lewymi, po oddzieleniu rękawów jeszcze przez około 12 cm (oczka na nie dodawałam do 36 + 4 oczka na podkrój z każdej strony, gdzie trzy dodawane są do przodu jedno do tyłu), następnie zamieniłam części tzn. teraz większa cześć była robiona oczkami lewymi a mniejsza prawymi, zakończyłam kilkoma rzędami ściegu francuskiego. Rękawy również są robione w taki sposób że  ten robiony prawymi oczkami po 12 cm od pachy jest kontynuowany oczkami lewymi, a ten z lewych prawymi, zakończone kilkoma rzędami ściegu francuskiego. Sweterek jest lekko taliowany 5 razy odjęłam po 2 oczka z boku i 5 razy po 2 dodałam. W najwęższym miejscu korpusu jest 88 oczek na samym dole 108 Prosty, szybki w dzierganiu, dwustronny, z "oklapniętym uchem" dekoltu i wyraźną fakturą części jako znakami szczególnymi.
Włóczka to akryl czesany w głębokim bordowym wiśniowym kolorze, na żywo ciemniejszym niż na zdjęciach, na kilogramowej szpuli szpuli 550m w 100g, więc nie wiem ile dokładnie zużyłam ale przepuszczalne około 100g, druty 5.

Pozdrawiam z okowów produkcji masowej ;)


środa, 9 listopada 2016

Kolorowy liść

Ostatnio jakoś brakuje mi czasu na spokojne dzierganie. Dlatego powstała taka niewymagająca myślenia, kolorowa, jesienna, gruba chusta, chociaż ich na ogół nie produkuje, a i z wzorów korzystam niezmiernie rzadko.


Wzór to lekko tylko przeze mnie zmieniony pincha shawl autorstwa Pinpilan Wangsai. Dodałam kontrastowy kolor (ta sama włóczka) od którego zaczęłam i który zastosowałam między elementami oraz na wykończeniu góry, nie cięłam nitek tylko ciągnęłam je obie u góry. Ponieważ całość robi się ściegiem francuskim chusta jest praktycznie dwustronna mimo moich dodatków (na wykończenie góry nabierałam oczka po skończeniu i zamknięciu oczek ostatniego elementu na tych już zamkniętych oczkach góry i przerobiłam 2 rzędy). A sam wzór jest banalnie prosty i po zrobieniu pierwszego listka oraz załapaniu ogólnej zasady nie wymaga zaglądania do notatek, dzierga się szybko i samo. Do tego można uzyskać bardzo fajny efekt z cieniowanej kolorowej włóczki lub np. wykorzystując resztki na zrobienie każdego elementu innym kolorem. Polecam, tym bardziej że można ją robić ze wszystkiego i nie wymaga blokowania :)

Zdjęcie po prawej stronie:

po lewej stronie: 

i na leżąco w krzakach:

i takie na którym dokładnie widać kształt:

Chusta jest mięciutka, zakręcona, dobrze się układa, mimo że jest wielgachna, ma 85cm na górnej krawędzi wykończenia, 45cm to długość pojedynczego listka, a na dolnej krawędzi jest ponad 225cm bo każdy element to 15cm szerokości a jest ich 15 + wykończenia, można się nią dokładnie owinąć albo dorobić plisę na górze wciągnąć w nią gumkę i mięć szaloną spódnicę ;) 
Niestety zdjęć naludziowych brak, muszą wystarczyć plenerowe powyżej. Ludź jest lekko zakatarzony (pewnie przez to eksplorowanie okolicznych chaszczy) i nie chce czerwonym nosem świecić. Za to chusta jest bardzo fotogeniczna i świetnie plecy grzeje, nawet gdy się siedzi w przeciągu.

Do kompletu zdjęcia naścienne, żeby nie było ze o ścianie zapomniałam ;)





Technicznie włóczka to, to samo co ostatnio, czyli boucle print Ramley Shade, druty 5, zużycie około 150g, robione dorywczo przez cztery wieczory.

A poza chustą zaczęłam cztery swetry: pierwszy najprostszy, kopię mojego czarnego piórkowego już nosi koleżanka, w drugim bordowym brakuje rękawów, trzeci wariację na temat celliony własnie sprułam bo w połowie korpusu zorientowałam się niespodziewanie że robię coś na 10-latkę a takowej w swym otoczeniu nie posiadam więc muszę zmienić obliczenia, czwarty jest zaczęty ale znajduje się w tzw. fazie koncepcyjnej charakteryzującej się tym, że gdy nie mogę zasnąć dokonuję w myślach wyliczeń i wizualizacji tego co bym chciała osiągnąć, ale rano gdy się budzę to części nie pamiętam a część wydaje mi się kompletnie pozbawiona sensu i w sumie to jeszcze nie bardzo wiem co bym chciała, ponieważ mam za dużo pomysłów różnorakich, które nijak się w dzień nie komponują w spójną całość... Tak więc niebawem cdn...

Pozdrawiam słonecznie zza opadającej mgły ;)


sobota, 29 października 2016

Esencjonalne jesienne ombre

Ponieważ złotej jesieni w tym roku praktycznie nie było, postanowiłam takową sobie stworzyć w wersji kardiganowej. Ale, właściwie nie wiem dlaczego, za klasycznymi małymi rozpinanymi sweterkami jakoś nie przepadam (kojarzą mi się z grzecznymi dziewczynkami lub starszymi, starannie zaondulowanymi paniami - grzeczna nigdy nie byłam a trwałej nawet w przyszłości nie planuję mam naturalne loki). Tak więc sweterek, który sobie wymyśliłam jest lekką wariacją na temat klasycznego kardiganu, zamiast guzików ma sznurowanie, zrobiony jest w całości z włóczki typu boucle o przepięknie jesiennym farbowaniu ombre. Taka bardziej cieniowana-podpalana kurteczka ze sznurkiem mi wyszła.



Można sweterek związać w jednym miejscu



albo można się zasznurować po całości


lub też tylko do połowy


Sznurek i dziurki po obu stronach wykończeń I-cord'owych dają kilka możliwości "zapięcia" i nie wymagając przyszywania guzików, przy czym nie rzucają się zupełnie w oczy gdy całość nie jest zasznurowana. Sposób na takie dziurki pokazywała ostatnio nieoceniona Intensywnie Kreatywna. 
Cały sweterek był robiony od góry, moją ulubioną modyfikacją metody C; czyli ramiona robione w jednym rzędzie rzędami skróconymi, a później dodawanie oczek na rękawy, tak jak w reglanie tyle że tylko od strony owego. Dzięki temu nie trzeba szyć ramion i bawić się we wrabianie rękawów. 
Dzielone 14-2-28-2-14, narzuty robione wokół dwóch oczek centralnych 13 razy, do 40 oczek na rękawy, przy oddzielaniu korpusu dodane 6 oczek na podkrój pachy, 4 do przodu 2 do tyłu. Taliowany po 13 cm od pachy co 6 rzędów 4 razy do 100 oczek i poszerzany 5 razy do 120 na dole. Rękawy zwężane do 38 oczek na dole. Dół, mankiety, góra i brzegi wykańczane I-cordem, z tym że nie jednym ciągiem, nie chciałam mieć ciemnobrązowych "plis" na brzegach, wydawało mi się że takie jaśniejsze będą lepiej pasowały do cieniowania, przez co straciłam idealność rogów i wyszedł po raz kolejny mój brak perfekcjonizmu w wykończeniach ;) 
I-cord ma różną grubość, u góry to 3 oczka robione na drutach 5 na których robiłam cały sweterek, na dole i na rękawach to 5 oczek robionych na drutach 6, a na bokach 6 oczek robionych ponownie na drutach 5 z tym że co 5 oczek jest dziurka na jedno oczko od strony brzegu i dwa od strony i-cordu. 
Sznurek do "zapinania" jest zrobiony najprostszą z metod czyli trzy około 3.5 metrowe nitki żółta, rdzawa i brązowa, mocno skręcamy, składamy na pół pozwalamy by owinięty się same sobą, wiążąc pęki na końcach, żeby się nie męczyć z pleceniem długaśnego warkocza.

Bez sznurka też można oczywiście sweterek nosić ;)




Włóczka to mięciutkie i cieplutkie oraz na wskroś sztuczne ;) Boucle Print Ramley Shade 85% akryl 15% poliamid, 210m w 100g, na wielgachnej szpuli (to z tego miał być pierwotnie płaszcz, a później narzuta na łózko, ale jeszcze mi wystarczy na takie pomysły) więc nie było potrzeby cięcia i dopasowywania kolorystycznego nitek. Dopiero przy rękawach musiałam troszkę pokombinować i poprzewijać żeby cieniowanie było w miarę symetryczne.

Generalnie z włóczki jestem bardzo zadowolona, mam poza większością tej jesiennej herbacianej szpuli jeszcze jedną w odcieniach niebieskości, więc na narzutę na łóżko, sofę i zestaw poduszek powinno spokojnie wystarczyć, jeśli tylko najdzie mnie ochota na dzierganie wielkopowierzchniowe ;)

Zdjęcia miały być plenerowe ale niestety przy 5 stopniach i mżawce nie przejawiałam ochoty by się rozbierać i udawać modelkę pod kolorowymi drzewami, chyba to rozumiecie. Dlatego postarajcie się wyobrazić sobie mnie w tym jesiennym sweterku na tle kolorowego parku, ponieważ nie mam pojęcia jak się robi fotomontaże, żeby się w tą urokliwą scenerię wkleić.



A tymczasem pozdrawiam kolorów w szarości jesiennych dni życząc ;)


niedziela, 23 października 2016

Historia kolorów października

Jesień to moja ulubiona pora roku. Może bardziej złota niż taka szarobura, deszczowa i wietrzna jaka nastała w ostatnich tygodniach ale i tak ją lubię. Lubię październik z jego kolorami, kasztanami, orzechami, paprykami, bakłażanami, jabłkami i śliwkami. Lubię dłuższe wieczory zachęcające do czytania, dziergania czy oglądania. Tylko z kolorami jesieni w ubraniach jakoś mi było przez lata nie po drodze. 
Dawno temu, gdy zaczynałam dziergać dostałam w prezencie kilka motków nowozelandzkiej włóczki bez etykiety (nie gryzie mnie i nie uczula czyli to chyba jednak nie merino). Mięciutkiej, milutkiej i ogólnie bardzo fajnej ale w tonacji pomarańczowo-miodowej z ciapkami czerwono zielono żółtymi, kompletnie nie mój kolor, przynajmniej dopóki miałam czarne włosy i czarne 80% zawartości szafy. I tak sobie ta włóczka leżała czkając aż zmienię barwy. Doczekała się kilka lat temu i ku swojemu zaskoczeniu stwierdziłam że miodowy się świetnie z piegami komponuje, a włóczka w formie swetra jest bardzo ciepła i do tego genialnie znosi pranie. Niestety pierwotny sweter z wielgachnym golfem został spruty bo troszkę mi się rozmiar zmienił i upodobania do świecenia nerkami także. To jest wersja druga również sprzed kilku ładnych lat, w której złożyłam wszystkie 8 motków do ostatniego centymetra kombinując z narzutami przy golfie żeby i na niego starczyło. Oto mój ukochany jesienny sweter.








Konstrukcja prosta jak przysłowiowa konstrukcja cepa, same prostokąty, robi się piorunem zwłaszcza na 7. U góry minimalne wcięcie pod szyją, golf robiony jako dwa razem, narzut. Sweter jest z okresu gdy nie miałam pojęcia o istnieniu drutów z żyłką więc jest szyty zwykłymi nićmi do maszyny (włóczka się skończyła) i rękawy też są wszywane niezbyt umiejętnie. Mimo to kocham ten sweter miłością wielką i go nie spruję. Bardzo się ciesze że w tym sezonie jest moda na barwy liści i mogę go nosić jako coś na topie ;) 
A na drutach mam właśnie kardigan przypominający kolorowy liść dębu...



Pozdrawiam serdecznie, słońca - by się nacieszyć na spacerach kolorami drzew, zanim staną się bezlistne - życząc ;)