wtorek, 17 kwietnia 2018

Farbowanki w kolorze wiosny

Nie mam ostatnio weny. Do dziergania, do pisania, nawet do tego żeby włączyć komputer i coś pooglądać. Na większość ludzkości wiosna wpływa pozytywnie, a u mnie im więcej słońca, zieleni, kwitnących drzew i krzewów (alergenów w powietrzu) tym bardziej zauważalny staje się spadek nastroju i brak tzw.działań kreatywnych. Jakoś lepiej mi się myśli gdy wieczory są długie i ciemne (może jestem wampirem i mam światłowstręt? w każdym razie zdecydowanie wolę zimę). 
Stąd taki zastój na blogu. Co zacznę coś dziergać to spruje, nic mi się nie podoba i w efekcie nie staję się tym czym być miało. Tak właśnie się dzieje z zielona włóczką, którą już jakiś czas temu pofarbowałam.


Ponieważ jednak mój poprzedni długaśny post na temat farbowania Was nie zanudził, dlatego podzielę się jeszcze kilkoma wrażeniami z procesu zmiany zabarwienia pozyskanego dzięki Waszej uprzejmości mienia. Tym razem będzie krócej i mniej zabawnie...
W każdym razie, bardzo dziękuję wszystkim za namiary na motki interfoxowego Merino,  które podałyście mi w komentarzach jak i przysłałyście na priva, jesteście wspaniałe! Zawdzięczam Wam 16 nowych motków (czyli będą z tego pewnie dwa swetry) akrylowełnistości upchnięte częściowo w skrzyni z pościelą a częściowo już poprzewijane, ugotowane i zafarbowane, a także niebieskawe przy próbach ich przerabiania palce, i zafarbowane paznokcie, które zwróciły na mnie uwagę (zauważalnie przystojnych, młodych i bardzo sympatycznych) studentów medycyny w kawiarni ;)
Poprzednio opisałam już używane w eksperymencie akcesoria, tym razem napiszę tylko, że słoiki zamieniłam na foliówkę, a rękawiczek użyłam niestety znów dziurawych, z czego wynikło wspomniane zainteresowanie młodych medyków moimi domniemanymi problemami z mięśniem sercowym i rzeczywistymi palcami (i przezabawne chwile w towarzystwie ich oraz mojej przyjaciółki, szczerze ubawionej faktem że panowie są raczej gotowi wmówić mi arytmie niż uwierzyć to że, w moim w ich mniemaniu młodym wieku, zajmuję się hobbistycznie farbowaniem włóczki, z której później dziergam swetry ;)) Pozdrawiam przyszłość polskiej służby zdrowia, to budujące że są jeszcze młodzi ludzie z prawdziwym powołaniem, gotowi diagnozować potencjalnych pacjentów choćby i lokalach gastronomicznych. Tylko nie wiem czy takie "skrzywienie zawodowe" i wypatrywanie wszędzie potencjalnych chorób jest zdrowym objawem, i czy przekonanie o tym że dziergają wyłącznie przygarbione babcie czy pensjonariuszki domów spokojnej starości takowym jest...
A wracając to tematu, proces farbowania zmieniłam tym razem o tyle, że zamiast oblewać mokre pasma rozpuszczonymi w wodzie barwnikami to, z braku wolnych słoików, wsadziłam je dość chaotycznie do sporej reklamówki jednorazówki, posypałam fantazyjnie oraz obficie kolorowymi proszkami (ciemno zielonym, niebieskim, szafirowym i żółtym), pougniatałam w sposób nieskoordynowany, wyjęłam z torebki i skręciłam w precelki, po czym wsadziłam do gara na sitko już prawie odkamieniałe i zaparowałam około półgodziny. Jednak po tych zabiegach, a także po płukaniu i suszeniu, uznałam że to jeszcze nie jest to, gdyż kolory bazowe, jak na mój gust, zanadto przebiją (4 motki były początkowo seledynowe a 4 jasne khaki). Rozpuściłam więc w garze mieszankę żółto niebiesko szafirowo octową uzyskując zjawiskowo piękny, głęboki ciemny turkus a może petrol, wpakowałam do niego dwa skręcone mocno ciemniejsze precelki na kilkanaście minut, a dwa jaśniejsze równie ciasne na których plamy kolorów były bardziej widoczne zamoczyłam na minutkę tylko do połowy i uzyskałam w ten sposób w pełni mnie satysfakcjonujący efekt.








Jeśli dobrze pójdzie będzie z tego do jesieni sweter ombre w tonacji wiosennych liści brzozy i klonu z przebłyskami nieba oraz plamkami słońca. Chyba że wcześniej zniszczę włóczkę nieustannym pruciem, a własne palce szorowaniem pumeksem po każdym z nią kontakcie. Kompletnie nie rozumiem czemu toto mimo kilkukrotnego płukania w wodzie z octem po wyschnięciu barwi mi wciąż i wciąż uparcie palce na niebiesko?... I może stąd też moje zniechęcenie do podejmowania kolejnych prób wyczarowania z tego czegokolwiek.

A do zafarbowania zostało mi jeszcze 8 jednolitych zielonych motków, ale to już raczej jesienią. Tymczasem mam chwilowy przypływ natchnienia do dziergania z cienizny zwiewnej i przewiewnej, chabrowej bluzeczki na to kwietniowe lato, więc łapię wenę zanim mi ucieknie lub się zmieni niczym pogoda...

Pozdrawiam kolorowo, dzięki że zaglądacie, do następnego razu ;) zostawiam Was z islandzkim Kaleo i ich spacerem po wiosennym lesie


15 komentarzy:

  1. Nu! Piąkne zielenie! ♥
    A weź... mam brzozę co mi pyli w balkon, się łączę. A studenty, no cóż :-D
    Sama radość!
    Rób chabry, odzyskuj wenę i nie daj się pyleniu! Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zielenie wybitnie wiosenne, tylko pomysłu na nie nie mogę sprecyziwać, za ciepło się zrobiło na myślenie o względnie grubych swetrach. Czas tablety antypyłkowe łykać, zwłaszcza gdy się ma park za oknem... Ale póki co chabry się robią dość sprawnie, jest szansa że jeszcze w kwietniu je pokarze ;)

      Usuń
    2. Joł! niech się robią, bo ciekaw :-D
      A weź zapominam ciągle o tabsach, a jak pamiętam to mnie muli. No fujś! Koszmar! Niech już się wypyli ta brzoza, bo nerwicy dostanę.

      Usuń
    3. Jeśli u Ciebie to tylko brzoza to i tak masz luz, ja muszę łykać tabsy od teraz do końca lata, a pozostałą część roku dodatkowo futrzaków unikać :( oby więc do zimy ;)

      Usuń
    4. Brzoza teraz, potem insze, ale już mniej mi dowala do mojej głównej choroby autoimmunologicznej niż brzózka właśnie.
      No źle jest obecnie.
      Zimą w sumie też nie bardzo, bo główna choroba autoimmunologiczna daje w rzyć niezależnie od pory roku de facto...

      Usuń
  2. Śliczna ta zieleń wiosenna wyszła!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że się podoba, zależało mi na takim wiosennym, słonecznym, leciutko błękitnym odcieniu w dwóch tonacjach ;)

      Usuń
  3. ja raz pofarbowałam motek wełenki i więcej się w to nie bawię. Nitka farbowała ciągle i nie dało się coś przyzwoitego z tego zrobić. Zresztą teraz jest wszędzie tyle odcieni w wełenkach, że zawsze uda się coś ciekawego znaleźć. Swoją drogą ładne kolory Ci wyszły:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tyle tego jest, ale po pierwsze cena robi różnice, po drugie sama decyduje jakich odcieni użyje, a po trzecie bawi mnie sam proces i jego końcowa nieprzewidywalność. A do tego mnie ta gotowa, farbowana, droga wełna uczula, a to tanie merino zupełnie wyjątkowo nie.
      Fiolet nie farbował wcale przy dzierganiu ani po pierwszym praniu swetra, a przy przerabianiu zieleni mam nieustannie dłonie smerfa. Cóż trudno, odcień mi się podoba, a gdy już coś wydziergam będę najwyżej moczyć do odbarwienia zupełnego ;)

      Usuń
    2. A może być tak, że po każdym praniu kolor bedzie bledszy?

      Usuń
    3. Może, ale tak czy siak zielony będzie ;) a jeśli, odpukać, farbować nie przestanie to go najwyżej na kocyk przerobie...

      Usuń
  4. Mnie się kolory podobają, będę czekała na efekt końcowy, przerobiony w konkretny sweterek :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolory wyszły fajne, ale na sweterek z nich trzeba będzie trochę poczekać. Teraz "mam fazę" na letnie rzeczy. I nie do końca jeszcze mam sprecyzowaną wizję jak mają te wiosenne zielenie wyglądać w formie użytkowej swetrowej ;)

      Usuń
  5. Bardzo piękną wiosnę uzyskałaś tym farbowaniem. Może jednak nie spierze się do punktu wyjścia. Ciekawam tej bluzeczki z cienizny, ale że to cienizna, poczekam cierpliwie.
    Piękną muzykę dołączyłaś do wpisu, miło posłuchać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję że się wiosna z zieleni nie spierze, tym bardziej że przy płukaniu woda była czysta i póki co tylko ręce mi przy przerabianiu farbuje na niebiesko...
      Cienizna chabrowa jest skończona (czeka tylko na foty naludziowe i post blogowy), na płasko już pokazałam na ravelry ;)
      Muzykę islandzką bardzo lubię na niepowtarzalny klimat, tym bardziej w jeśli jest wykonywana ich języku, a i teledyski mają ciekawe i oryginalne.

      Usuń