Taki oto opalizujący (dzięki użyciu dwóch różnorakich tęczowych włóczek) i dość kombinacyjny w prostocie swej konstrukcji, sweterek wiosenny wydziergałam powoli przez cały marzec :)
Jak widać na powyższych fotkach (to pierwsze tyłem najbardziej ze wszystkich zrobionych w lesie mi się podoba, nie mam głupiej miny, i najlepiej obrazuje faktyczne kolory) postanowiłam chwilowo zmienić tło na którym prezentuje swoje udziergi (żeby nie było, że z domu nie wychodzę) i nie pozbawiać się tym razem głowy a tylko stopy przypadkowo obcięłam ;) Ale ściana też będzie.
Co do samego sweterka/bluzeczki to nie wiem czy to przez wietrzną i zmienną pogodę czy przesilenie wiosenne, czy też kolejny rok na karku, ale wybitnie wolno mi się tym razem produkowało te oczka i kilkakrotnie robótka lądowała na leżakowaniu w pudle wywołując u mnie tzw. niechcemisia (stąd też cisza na blogu). Zresztą, już miałam toto pruć ogarnięta przez totalne zniechęcenie i nie walczyć z materią, gdy niespodziewanie mój tato, który zwykle widząc mnie z drutami mówi coś w stylu "a Ty znowu sobie drutujesz" tym razem stwierdził "o jakie ładne, jak skończysz zrób mi taki szalik" co było na tyle zaskakującym komplementem, że jednak postanowiłam dokończyć co zaczęłam pokonując własny marazm. I w efekcie jestem bardzo zadowolona z tego udziergu, który idealnie wpasował się w słoneczną pogodę końcówki marca.
Konstrukcyjnie znów się pobawiłam. Całość jest robiona na płasko i bezszwowo ;)
Najpierw powstał "długaśny szalik", z dziurą i delikatnym podkrojem dekoltu na zewnętrznych krawędziach (o 2 i 6 oczek), robiony pieguskową mozaiką. I to ten "szalik" tak mi się dłużył, i tak na mnie depresyjnie wpływał, mimo swojej opalizującej tęczowatości. Niby tylko 61 oczek ale za to aż 614 rzędów! I to trzema nitkami!
Do dziury w szaliku (rękawy miały być z założenia "zszywane" od góry) dorobiłam szybko, nabierając oczka na brzegach tak by widoczny był kolorowy łańcuszek, dwa prawie prostokąty wykończane mozaiką jednokolorową (delikatnie zwężane po bokach ze 105 do 97 i 93 oczek w ramach "klina" pod pachą, zostawiłam z szalikowej części 3 oczka środkowe, robione jako czarne, przy podziale na dziurę, na minimalny podkrój i do wykorzystania przy późniejszym łączeniu) czyli przód i tył, i maiłam coś w rodzaju prawie krzyża czy też pękniętego T, po czym nastąpił kolejny okres zastoju produkcyjnego. Nie mogłam się zebrać do wykończeń, ponieważ wymyśliłam sobie wszędzie i-cord zamiast szycia. Czy ja już kiedyś wspominałam że lubię sobie dzierganie komplikować? :D Żeby było jeszcze zabawniej do tego i-cordu dołożyłam multum pętelek przekładanych przez pętelki i zaplatanych wraz z plączącą się nitką w nieskończoność... Zwłaszcza na górnych krawędziach gdzie najpierw nabrałam 307 oczek (na każdej) po lewej stronie tak żeby ponownie zachować ładny kolorowy łańcuszek na brzegu a później zrobiłam pętelki wzdłuż jednej krawędzi, pomijając podkrój dekoltu i następnie pętelki drugiej przeplatając je przez te pierwsze i wkurzając się na samą siebie oraz stawiającą opór nitkę.
Nie przepadam za szyciem, ale igłą z nitką połączyłabym całość w góra dwie godziny, sznurując zajęło mi to kilka długich wieczorów. A potem okazało się jeszcze, że rękawy są jednak nieco przykrótkie (wyjątkowo zupełnie się nie wyciągnęły po praniu) i musiałam dopętelkować ich wykończenie. I już można było odetchnąć i pojechać zrobić zdjęcia plenerowe (póki pogoda sprzyja) uważając żeby się nie zaplątać pętelkami w podstępne gałęzie i nie zapaść w bagniste podłoże. I jeszcze te fotki troszkę obrobić nieporadnie, i zebrać się w sobie żeby to wszystko opisać... uff :)
Zapomniałabym o metryczce: pomysł mój, druty 3.5, włóczka Diva Alize silky effect kolor 60 czyli czarny około 270g, oraz po około 25g każdego z tęczowych kolorów Diva Alize batik design nr 4537 i 3242, rozmiar "sklepowe" 36/38 (to jest jeszcze S czy już M? bo nigdy nie wiem i sklepy też, a w rozmiarówce projektów na ravelry wychodzi mi czasem nawet XS!)
Boki "zszywane" przez 30 rzędów i-cordem na 3 oczka (zostawione przy dziurze w podziale na przód i tył), a później zdublowanie (narzuty przekręcone i przełożone na agrafkę) sznurka i "radosne" przeplatane ze sobą coraz większych pętelek w ramach poszerzania dołu...
Równie "radośnie" zaplatane sznurki wykończeniowe na całej długości rękawów, na dole pętelki nieco większe, i jeszcze dodatkowo mankiety z pętelek największych - jak szaleć to szaleć, a co ;)
Wszystkie wykończenia w zbliżeniu bez ludzia i lasu
Całość na płasko
i na wisząco
i na bezgłowym i beznogim ludziu na ścianie, bez rozpraszającej przyrody w tle :)
I to już nareszcie koniec zdjęć.
A!!! Za wszystkie fotki leśne dziękuję bardzo MiKowi, który cierpliwie i bez irytującego tekstu "uśmiechnij się" robił za statyw, zwalniał migawkę aparatu i mnie znosił ;) te na płasko zrobiłam sama, a te na tle ściany samowyzwalacz ;) Do fotek plenerowych poza mną pozowały drzewa, krzaki i inna roślinność oraz elementy przyrody nieożywionej (pierwszy wiosenny motylek niestety uciekł i się na fotki nie załapał, a ptaki są pochowane tak że ich nie widać) z rezerwatu przyrody Duża Woda.
Pozdrawiam serdecznie słonecznie, do następnego razu ;)